Wczesna pobudka, bardzo powoli przedstawiamy się na tutejszy czas, słodkie śniadanie brr... I ruszylismy poznać cudo techniki jakim jest Golden Gate. Dzień zapowiadał się piękny, mocne słońce łapką przymykało powieki, żadnej chmurki na niebie ale gdy zblizalismy się do mostu zrobiło się chłodnej i pojawiła się wilgotna mgiełka :-) i na miejscu nie bylo już widać zupełnie nic. Tak to już tu jest, że ten most prawie zawsze jest otoczony mgłą dlatego tez ma czerwony kolor, żeby chociaż trochę było widać. Pod mostem pływają surferzy i kitesurferzy. Po południu zobaczyliśmy podobno najbardziej krętą uliczkę swiata -lombard street i spacerowalismy po wybrzeżu. Odebraliśmy już auto z wypożyczalni przy lotnisku. Wycieczka z przesiadkami z centrum miasta na lotnisko trwała ponad 1,5godziny. Na samym lotnisku do wypożyczalni dowozi klientów kolejka jednoszynowa. Nie jest prawdą,jak czytaliśmy na blogach, że z reguły nie ma zamówionych aut i dają w tej samej cęnie większe auto. W wypożyczalni stały 2 takie same auta i kilka innych podobnych. Nasz Ford escape ma na liczniku przejechane 60 mil i pachnie nowością. podczas jazdy cały czas kusi by zmieniać biegi, lewa noga szuka sprzęgła. Na highwayu traffic, nawigacja nie złapała satelity a miasto wielkie. Na szczęście udało się bez błądzenia trafić do hotelu. Teraz szykujemy się do wyjazdu w kierunku yosemite. San Francisco wywarło na nas duże wrażenie ale 2 dni wystarczą.