Przed nami ostatni tydzień naszej przygody. Przedwczoraj dojechaliśmy do hotelu w Mieście Aniołów, tuż przy samym lotnisku. Nie, huku startujących olbrzymich samolotów prawie nie było słychać... :-). Ale hotel miał też swoje plusy, bo wieczorem oddaliśmy samochód, a rano po obfitym śniadaniu mieliśmy darmowy transport na lotnisko. Samolot startował o 10.30. Przy nadawaniu bagażu jedna walizkach przekroczyła limit wagowy, na szczęście udało nam się na szybko przepakować i zaoszczędziliśmy 100 S o czym poinformował nas miły celnik. Lecieliśmy wg rozkładu 6 godzin., przy samym lądowaniu mocno trzęsło, bo tu na wyspie Maui strasznie wieje. Mamy kolejne przesunięcie czasowe o dalsze trzy godz. I teraz w odniesieniu do czasu polskiego różnimy się dokładnie o 12 godz. Rany ale jesteśmy daleko do domu... Lotnisko jest w Kahuali, a mieszkamy 22 mile dalej w Lahainie. Wynajęliśmy kolejne auto - ford focus. Wyspa jest piękna, centralnie wznoszą się wysokie zielone góry, a wybrzeże z jednej strony ma piaszczyste plaże, a z drugiej strony jest osto zakończone wulkanicznymi skalami. Wszędzie rosną palmy, jest bujnie, zielono, kolorowe kwiaty na krzewach, przyjemnie ciepło do 30 stopni C.i trochę wieje. Mimo że nasza miejscowość jest niewielka, to bez mapy i gps mieliśmy trudności ze znalezieniem hotelu, dopiero postój w McDonaldzie i dostęp do Wi Fi i Google maps pozwolił dojechać na miejsce. Hotel jest najlepszy jaki mieliśmy do tej pory. To ośrodek połozony bezpośrednio przy oceanie, złożony z klilku dwupiętrowych budynków, mieszkamy w dwupoziomowym apartamencie z wyposażoną kuchnią, pokojem gościnnym, salonem i sypialnią połączną z pokojem kąpielowym. Wszystko stylowo ( kolonialnie) urządzone, no i ten widok na ogród , basen i ocean... Jak fototapeta. Plaża jest niewielka, piaszczysta ale ze skałami i są ostrzeżenia że pod wodą też są skały i jest niebezpiecznie. Większość turystów kąpie się parę metrów dalej, gdzie plaża jest trochę większa i ogólnodostępna. I najlepsze zostało na koniec, na naszej plaży są żółwie, i to nie jakieś tam żółwiki ale wielkie metrowe ( a może większe) zwierzaki. Widzieliśmy je w wodzie, ale też wychodzą na ląd, bo na plaży są tabliczki z prośbą by ich nie karmić i nie dotykać. Spotkaliśmy tu młodych Polaków z Wrocławia, którzy opowiadali że pływali z żółwiami, które nie boją się ludzi i skubią sobie porosty ze skał.